Busio był brzydki, tak brzydki, że moje koleżanki czuły przed nim lęk, twierdząc, iż bardziej przypomina małpę niż człowieka. Ja kochałam tę brzydotę, która robiła na mnie niepokojące wrażenie. Było to coś pośredniego między lękiem a pożądaniem. Kochałam zapach jego skóry, drobne mocne dłonie, pańskie pochodzenie i oczy. Zdumiewająco szafirowe oczy, będące zupełnym nieporozumieniem w jego egzotycznej po mongolsku twarzy. Był tak inny od wszystkich ludzi i tak ekscentryczny w sposobie bycia, że powszechnie uważano go za nienormalnego. On sam mówił o sobie: »Jestem anormalny, to znaczy nieprzeciętny«.[fragment]
Urocza, przezabawna powiastka gdańskiego prozaika zaczyna się w okolicznościach iście dramatycznych: bohater (noszący wiele znamion, które pozwalają utożsamiać go z autorem), wsiadając w początku lat dziewięćdziesiątych do małego fiata z instruktorką kursu prawa jazdy, nieomal umiera z upokorzenia i wstydu. Pragnąc opóźnić moment ostatecznej kompromitacji, ucieka się do wypróbowanego sposobu: zaczyna snuć opowieść o samochodach swoich dziadków: citroenie zmiażdżonym przez pociąg relacji Wilno-Baranowicze, mercedesie zarekwirowanym w 1939 przez Sowietów w okolicach Lwowa... W trakcie opowieści, jak na wytrawnego narratora przystało, uświadamia sobie, że powiela fortel i zarazem literacki chwyt Hrabala, który w opowiadaniu Wieczorna lekcja jazdy w analogiczny sposób próbował obłaskawić i zmylić czujność instruktora usiłującego wprowadzić go w arkana jazdy na motocyklu. Narracja staje się piętrowa i wielowymiarowa: wątki hrabalowskie przeplatają się ze współczesnymi i z nostalgiczną, pełną ciepła i humoru wyprawą w głąb rodzinnych korzeni, w odeszły w przeszłość świat międzywojnia, wypraw na pikniki w sosnowe lasy, zawodów balonowych, spotkań w Automobilklubie i - przede wszystkim - cudownych chromowanych karoserii...
UWAGI:
U góry okł.: odjazdowa historia.
DOSTĘPNOŚĆ:
Dostępny jest 1 egzemplarz. Pozycję można wypożyczyć na 30 dni
"Mordy macie białe jak dupy aniołów... - Ojciec popatrzył na nas z niesmakiem. - Najwyższa pora wyjechać gdzieś na tęt¬niaki - tęsknota i rozmarzenie zabrzmiało w jego głosie, a lewe czarne oko zamrugało nerwowo.- Chyba na wczasy? - poprawiła z wyższością matka, szybko przyswajająca sobie aktualną nomenklaturę na różnych zebra¬niach Ligi Kobiet i Komitetu Blokowego. Do tego ostatniego należała niechętnie i tylko na skutek próśb i gróźb ojca. Uważał bowiem, że zawsze lepiej trzymać rękę na pulsie i wiedzieć, co dzieje się w kamienicy, a przez to samo mieć do wielu rzeczy pierwszeństwo. Chociażby do klucza od strychu, a w przyszłości może nawet i do telefonu."[fragment]
DOSTĘPNOŚĆ:
Dostępny jest 1 egzemplarz. Pozycję można wypożyczyć na 30 dni
Odwróciłam się i wtedy dopiero otworzyłam zaciśnięte kurczowo powieki. Stałam teraz twarzą w twarz naprzeciw mężczyzny, do którego adresowałam tyle czułych listów, łącząc z nim wszystkie nadzieje. Świat zakołysał się i runął na obolałą głowę. Runął, rozbił się na drobniutkie kawałeczki. W żaden sposób nie udałoby się z nich ponownie klecić utraconego świata. U moich nóg leżały bezużyteczne skorupy. - Jedynaczka? - powtórzył jeszcze raz ten sam głos, a ja skinęłam głową i zasłoniłam się różami jak tarczą, żeby ten ktoś, kto stał przede mną i według wszelkich danych nie powinien być Reginaldem, nie dojrzał przerażenia w moich oczach.