Odwróciłam się i wtedy dopiero otworzyłam zaciśnięte kurczowo powieki. Stałam teraz twarzą w twarz naprzeciw mężczyzny, do którego adresowałam tyle czułych listów, łącząc z nim wszystkie nadzieje. Świat zakołysał się i runął na obolałą głowę. Runął, rozbił się na drobniutkie kawałeczki. W żaden sposób nie udałoby się z nich ponownie klecić utraconego świata. U moich nóg leżały bezużyteczne skorupy. - Jedynaczka? - powtórzył jeszcze raz ten sam głos, a ja skinęłam głową i zasłoniłam się różami jak tarczą, żeby ten ktoś, kto stał przede mną i według wszelkich danych nie powinien być Reginaldem, nie dojrzał przerażenia w moich oczach.