- Niech się pani mnie nie boi. Trzeba wezwać pogotowie, a ja nie mam komórki. Słyszy mnie pani? Dociera do pani!!! - wrzeszczał.
Wreszcie odpuścił, zakrył twarz dłońmi.
- Tam w bramie leży kobieta. Ona się nie rusza - mówił cicho, szlochając.
- Proszę dzwonić na pogotowie!!! Nie wiem, czy ona żyje!!! Błagam!
Gdy przerażona dziewczyna sięgnęła po telefon, dał drapaka w noc.
Może Martha Kraft jakieś obrazy zabrała ze sobą ale ten był duży, zbyt duży, więc włożyła go do skrzyni. Ten, kto wykopał skrzynię, wszedł w posiadanie akwareli i... powiesił ją sobie w dużym pokoju nad kanapą. W tym koszmarnym pomieszczeniu z bursztynowym stateczkiem na półce i meblami w stylu “broń Boże nie inaczej niż sąsiedzi". Tylko obraz tam nie pasował. Spodobał się Izie. A ona miała szósty zmysł do wykrywania staroci. Musiał być stary. Spodobał się także złodziejowi. A ten mieszkał przy ulicy Wileńskiej w betonowym bunkrze z tarasem i miał na tyle tupetu, żeby powiesić na widoku łup. A może był aż taki głupi?
Zrozumiałam, że ktoś za mną stoi. Chciałam się odwrócić, ale było za późno. Poczułam na twarzy coś wilgotnego i cuchnącego. Szarpnęłam się, ten kretyński kolczyk o coś zaczepił. Zabolało, ale tylko przez chwilę. Potem się skończyło. Wszystko.