Na miękkich nogach pełna lęku weszłam bez słowa do hallu. Wypełniało go światło dnia wpadające przez weneckie okna. Wionęła fala ciepła i zapach wilgotnego tynku. Nieliczne stylowe meble tkwiły pośrodku ogromnego wnętrza zwalone na jedną wielka stertę okrytą krochmalonymi prześcieradłami. Przypominały zwłoki owinięte całunem. Z niegdyś białych , wysoko sklepionych ścian wyskakiwały teraz wprost na mnie, spięte na tylnych nogach z kopytami nad moja głową, ogiery. Dzikie twarze Tatarów z rozwartymi jak do krzyku ustami wpatrywały się we mnie skośnymi, okrutnymi w wyrazie oczami, unosząc nad głową zakrzywione szable, jakby chcieli wszyscy naraz rozpłatać nimi mój nieszczęsny czerep.