W latach osiemdziesiątych wiozłem rodziców zimą, droga była śliska, padał śnieg. Jechaliśmy za ciężarówką, która wlokła się krok za krokiem. Ojciec był coraz bardziej zniecierpliwiony, kilka razy powiedział zachęcająco: «No, Tomaszu!)). Wyjaśniłem, że nie mogę wyprzedzić ciężarówki, bo pada śnieg, a zbliżamy się do ostrego zakrętu i nie widać, czy z naprzeciwka nie nadjeżdża jakiś samochód.— Dziwię ci się — rzekł na to ojciec. — Ja w twoim wieku po prostu zakładałem sobie, że z naprzeciwka nic nie nadjedzie.Milczał przez chwilę, po czym dodał z satysfakcją: — I wiesz co? Miałem rację. [fragment książki]