Widzę siebie, jak goły, idę po schodach w dół, zostawiając za sobą krwawe ślady stóp, a potem nagle leżę na posadzce, takiej białej kuchennej, w kałuży krwawego sosu. Jakby ktoś pieczeń robił. Żona trzyma moją głowę na kolanach i prosi, żebym nie zasypiał. Bała się, że tam umrę, ostatnia myśl: kurczę, mieliśmy na wakacje jechać. Każdego dnia czekałem na ten moment zmiany opatrunków, jak skazaniec czeka na rozstrzelanie. Wiedziałem, że ten moment nadejdzie. I każdy nerw drżał w moim cielew oczekiwaniu na tę chwilę. Jeszcze naprawdę nie bolało. A już to czułem. O sobie dowiedziałem się rzeczy nie do przecenienia- nie jestem dupkiem. Choć myślałem, że jestem słaby - ku mojemu zdziwieniu okazałem się zadziwiająco silny. Zrobiłem wszystko, żeby uratować swoją rodzinę. I przeżyłem. Choć byłem bliski śmierci.