Kiedyś Wańkowicz napisał o sobie pół żartem, pół serio, że jest "pierwszym pisarzem polskim pracującym na zamówienie społeczne". Był mistrzem reportażu, a reportaż z samej swojej istoty jest formą odpowiadania na zamówienie społeczne. Najlepszym przykładem jest jego przedwojenna jeszcze rzecz, o polskim wysiłku gospodarczym. "Sztafeta" to pierwszy w naszej literaturze wielki reportaż - produkcyjniak, który tak upowszechnił się w Polsce po wojnie i stanowi do dziś ważny nurt literatury faktu. U początków tego nurtu stoi wańkowiczowska "Sztafeta". Wańkowicz zachęca przyszłych reporterów: nie bójcie się cyfr, to wszystko jest ważne, to ma swoją wymowę, ma znaczenie i dla tych, którzy tworzą kraj i dla tych, którzy o tym czytają. I żeby zachęcić najlepiej, bo własnym przykładem, gromadzi w "Sztafecie" tysiące informacji - ile ziemi wykopano pod fundamenty, ile wagonów cementu przewieziono, ile wyprodukujemy stali, do czego ta stal będzie użyta. Tony, hektary, metry, ceny - wszystko dokładnie wyliczone. Ale w tej powodzi cyfr, wyliczeń, statystyk, jest zawsze miejsce na żywą scenkę, na głos ludzki, na las, na człowieka i na tego zająca w Stalowej Woli, który "sadzi wyrwą między rosnącymi blokami". Ryszard Kapuściński. Pełną analizę rozwoju gospodarczego Polski przedwojennej rozwinął Wańkowicz w reporterskiej "Sztafecie", która ukazała się dosłownie przededniu drugiej wojny światowej. Była to kolejna, po "Na tropach Smętka" i "Szczenięcych latach", bardzo głośna książka Wańkowicza, dzięki której zdobył uznanie wśród czytelników. Wańkowicz swoją "Sztafetą" przetarł szlaki nowemu pisarstwu: literaturze faktu. Aleksandra Ziółkowska-Boehm