Przynależność do sekty miewa swoje plusy. Zwłaszcza jeśli jest to sekta miłośników Ali i Nino. Wstąpiłem do niej latem 2001 roku w stolicy Azerbejdżanu, Baku. Spotkany przypadkowo zachodni dziennikarz, kiedy już sobie przegadaliśmy naszą fascynację Kaukazem, nakazał mi stanowczo lekturę tej niewielkiej książeczki. "Powie ci więcej o miejscu, w którym jesteśmy, niż niejedna monografia naukowa".
Mówił prawdę, choć Ali i Nino to romans, kaukaska odpowiedź na Romeo i Julię, opowieść o skazanej na klęskę miłości Alego, azerskiego chana, i Nino, gruzińskiej księżniczki. To oprócz ujmującego ciepła w przedstawianiu bohaterów, błyskotliwego poczucia humoru, plastyczności opisu zaginionego świata najważniejsza cecha tej powieści: wszechogarniająca, przejmująca nostalgia. Bo czytając historię, która zaczyna się w Baku tuż przed pierwszą wojną światową, wiemy, iż nie może ona skończyć się dobrze.
Ali i Nino skradła serca czytelników na całym świecie, szczególnie często tych najbardziej cynicznych, czyli dziennikarzy.
W Azerbejdżanie i Gruzji Ali i Nino stali się niemal historycznymi bohaterami. Dzieje ich miłości znali ludzie, którzy nawet nie mieli książki w ręku. Lata później w nadmorskim gruzińskim Batumi stanął piękny pomnik szczęśliwej nieszczęśliwej pary.
Ali i Nino to zaginiona przed laty i na szczęście ponownie odnaleziona perełka literatury. Teraz po raz pierwszy tłumaczona na polski z oryginału.