Nie tylko Polacy zmienili wysokogórską wspinaczkę w narodowy sport. Nie tylko oni z ucieczki na najwyższe szczyty Ziemi uczynili sposób na życie. Choć Słoweńcy przegapili klasyczną erę himalajskich podbojów i pierwsze wejścia na ośmiotysięczniki, nadrobili straty na monumentalnych ścianach i granicach. Ich osiągnięcia przeszły na zawsze do historii podboju Himalajów.
Oto niezwykła historia wojowników spod góry Triglav.
W swojej najnowszej książce Bernadette McDonald, autorka bestsellerowej Ucieczki na szczyt, przygląda się losom kilku pokoleń himalaistów ze Słowenii - kraju, którego narodowym symbolem jest góra Triglav - i losom narodu, którego każdy członek musi na tę górę przynajmniej raz w życiu wejść. Bohaterowie Alpejskich wojowników - Aleš Kunaver, Viki Grošelj, Tomaž Humar i inni - docierali znacznie dalej, a ich wyczyny na zawsze zmieniły historię światowego himalaizmu. W książce Alpejscy wojownicy Bernadette McDonald ukazuje to tajemnicze pragnienie, które ciągnie wspinaczy ku otchłani, to kuszące królestwo przestrzeni i światła. Lektura jej książki pozwala mi zachować dumę z przynależności do tej ludzkiej wspólnoty nazywanej wspinaczami. [Wojtek Kurtyka, alpinista, autor Chińskiego maharadży]
UWAGI:
Nazwa autora na okładce. Bibliografia na stronie 384-386. Indeks. Oznaczenia odpowiedzialności: [Bernadette McDonald ; tłumaczenie Janusz Ochab].
DOSTĘPNOŚĆ:
Dostępny jest 1 egzemplarz. Pozycję można wypożyczyć na 30 dni
W archiwach IPN jest ponad tysiąc stron dokumentów poświęconych Andrzejowi Wajdzie. Nadano mu kryptonim "Luminarz".
Tajna policja śledziła go, podsłuchiwała, rewidowała i prowokowała. Kręciło się wokół niego kilkunastu agentów, a ich donosy analizowało kilkunastu funkcjonariuszy, w tym najważniejsi generałowie. Najstarsze zachowane akta, w których pojawia się jego nazwisko, pochodzą z roku 1950. Ostatnie - z 24 lipca 1989 roku, kiedy od dwóch tygodni Wajda jest już senatorem RR wybranym w pierwszych od wojny demokratycznych i wolnych wyborach. Ale najobrzydliwsze jest to, że już w wolnej Polsce haków szukała na niego również ekipa ministra Macierewicza.
Opierając się na relacji agenta ps. "Jerzy", służby w 1977 roku notują: "Wajda w rozmowach z D. Olbrychskim odnośnie składania podpisów pod protestami oświadczył: »Ty podpisuj list, ja nie mogę tego zrobić teraz, bo by mi wstrzymali Człowieka z marmuru, a tym filmem więcej zdziałam niż podpisem«".
UWAGI:
Bibliogr. s. 384-387. Indeks. Oznaczenia odpowiedzialności: Witold Bereś, Krzysztof Burnetko.
DOSTĘPNOŚĆ:
Dostępny jest 1 egzemplarz. Pozycję można wypożyczyć na 30 dni
Annapurna - góra kobiet : dramatyczny opis pierwszego kobiecego wejścia na jeden z najtrudniejszych ośmiotysięczników Tyt. oryg.: "Annapurna, a woman`s place".
Boleśnie szczera opowieść o pierwszej kobiecej wyprawie na cieszącą się złą sławą Annapurnę. To jedna z najinteligentniejszych książek na temat himalaizmu i fascynujący opis zarządzania grupą indywidualistek.
Książka znalazła się na liście magazynu "Fortune" - The 75 Smartest Business Books We Know, zaś "National Geographic Adventure Magazine" wybrał ją jako jedną ze 100 najlepszych przygodowych książek wszech czasów.
UWAGI:
Bibliogr. s. 328-333. Indeks.
DOSTĘPNOŚĆ:
Została wypożyczona Pozycję można wypożyczyć na 30 dni
WYPOŻYCZYŁ:
Na kartę 014629 od dnia 2024-06-13 Wypożyczona, do dnia 2024-07-29
Jan Rodowicz "Anoda". Był legendą Szarych Szeregów. To on pierwszy rzucił butelkę z benzyną podczas akcji pod Arsenałem. UB przyszło po niego w Wigilię 1948 r. Dwa tygodnie później już nie żył. Oficjalna wersja mówiła: wyskoczył z okna czwartego piętra gmachu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Nikt z bliskich w to nie uwierzył. Wszyscy słyszeli o ubeckich torturach. Podejrzewano, że "Anodę" śmiertelnie pobito albo zastrzelono. Czy dowiemy się kiedykolwiek, jak było naprawdę?
UWAGI:
Bibliografia na stronach 263-275. Indeks. Oznaczenia odpowiedzialności: Piotr Lipiński.
DOSTĘPNOŚĆ:
Dostępny jest 1 egzemplarz. Pozycję można wypożyczyć na 30 dni
Mariusz Szczygieł poleca: Kiedy pierwszy rozdział "Batalionu czołgów" wydrukowało jedno z czechosłowackich czasopism, główny oficer polityczny armii w ataku wściekłości zakazał wszystkim gazetom publikowania jakiejkolwiek satyry o wojsku. W 1968 r. Czechosłowację najechały zaprzyjaźnione armie i skład drukarski książki został zniszczony na chwilę przed wydaniem. (Ukazała się w 1969 r. u Gallimarda w Paryżu, a więc najpierw po francusku). Mówiło się i pisało, że "Batalion czołgów" to "Przygody dobrego wojaka Szwejka" tyle, że w komunistycznym wojsku. Josef Škvorecký uważał to za pomyłkę. Nie pozostaje nic innego jak wyrobić sobie własne zdanie.
UWAGI:
Dysk optyczny DVD zawiera ekranizację powieści (reż. Vit Olmer, premiera 1991 r.).
DOSTĘPNOŚĆ:
Dostępny jest 1 egzemplarz. Pozycję można wypożyczyć na 30 dni
Gdy polskie liniowce ruszyły w morze na początku lat 30., ludźmi przygotowanymi do pracy byli tylko oficerowie nawigacyjni i maszynowi - absolwenci szkół morskich. Załoga wszystkich innych działów stanowiła coś na kształt Legii Cudzoziemskiej, gromady ludzi, których życiowe zakręty zaprowadziły do mikroświata, jakim był transatlantyk. Po pokładzie krzątał się uzdolniony aktor, który nie dostał wymarzonej roli i grał, przebrany w białą kurtkę, rolę stewarda. Taką samą białą kurtkę nosił zdolny lotnik. Miał pecha i podczas pokazu zrzucił z samolotu bomby na publiczność zamiast w morze. W czeluściach maszynowni transatlantyku krzątał się były ogrodnik papieski. Wędrował po statku z własną szlojzą, czyli kilkumetrowym pogrzebaczem, a w chwilach wolnych od zajęć czytał Biblię. Chłopcem okrętowym został atleta cyrkowy, a prowiantowym podwójny absolwent lwowskiego uniwersytetu - matematyk i filozof.
Był pięknym olbrzymem: miał 160 metrów długości, prawie 22 szerokości, siedem pokładów, kabiny, jadalnie, sale dansingowe, wielką salę balową, czytelnię, trzy bary, basen, a nawet salę gimnastyczną z elektrycznym koniem i wielbłądem. Dekorowali go najwybitniejsi artyści, a pływali na nim - balując, romansując i wywołując skandale - pisarze, politycy, szpiedzy, milionerzy i malarze. Służył pod polską banderą 36 lat. Długo - statki żyją znacznie krócej, ale "Batory" był wyjątkowy. "Lucky Ship", szczęśliwy statek - tak go nazywano. Bo kiedy w czasie wojny pływał w konwojach, torpedy się go nie imały. A może i trochę dlatego, że dowodził nim długo kapitan, o którym mówiono, że jeśli kiedyś zupełnie wytrzeźwieje, statek czeka pewna katastrofa. Również dzięki niemu "Batory" stał się jedną z największych legend pięknej, bezpowrotnie minionej epoki transatlantyków.
UWAGI:
Bibliogr. s. 319-322.
DOSTĘPNOŚĆ:
Dostępny jest 1 egzemplarz. Pozycję można wypożyczyć na 30 dni